Są wśród nas – głos o małżeństwach niesakramentalnych.
Żyjący na kartę rowerową – jeszcze i dzisiaj można usłyszeć to określenie par żyjących bez sakramentalnego ślubu. Termin – tyle nieśmieszny, co i nieprawdziwy – ma z góry określić, jakie jest nastawienie mówiącego do małżeństw „cywilnych”. I nie ma tu znaczenia, jakie przyczyny spowodowały, że pary te żyją bez ślubu kościelnego – są gorsze, niewarte szacunku. My, prawowici katolicy, myślimy o nich z wyższością.
Skoro osoby żyjące w związkach niesakramentalnych nie mogą przystępować do sakramentu Pokuty i Eucharystii; jeśli niejednokrotnie traktowano je arogancko: w kancelarii parafialnej, w związku z katechezą i I Komunią dzieci, to rosła ich niechęć do kapłanów i do instytucji Kościoła. Wielu przestawało przychodzić na mszę świętą, modlić się, posyłać dzieci na lekcje religii.
W oczywisty sposób wzrosła liczba katolików „niepraktykujących”, którym przestało też zależeć na sakramentach dla swoich dzieci. Odwrócili się od Kościoła w przekonaniu, że to Kościół ich przekreślił.
Wszyscy wiemy, jak znacząco wzrasta liczba rozwodów – jak na całym świecie, tak i w Polsce.Wielu spośród rozwiedzionych wstępuje w nowe związki. Oczywiście są to związki cywilne. W rodzinach – siłą rzeczy spychanych na pozycje laickie – rodzą się dzieci. Dzieci, które raczej nie zostaną przedstawione do chrztu. Między innymi dlatego mamy w Polsce setki tysięcy dorosłych, którzy nie są włączeni w mistyczne Ciało Chrystusa.
Możesz powiedzieć: „-A co mnie to obchodzi? Ja mam ślub kościelny i nikomu nie kazałem się rozwodzić, a już tym bardziej znów zawierać kontraktowy związek. Mają, co chcieli”.
Zaraz, zaraz! Czy nie przypomina Ci to słów gdzieś już usłyszanych: ”Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie, drapieżni, niesprawiedliwi, cudzołożnicy…” (Łk 18,9-14).
Kościół – to MY, wszyscy, którzy przez chrzest staliśmy się chrześcijanami- katolikami.
Jeśli zachorujesz, nie przestajesz być Polakiem; jeśli popełniasz grzech, nie zostajesz przez to wykluczony z Kościoła! Wprawdzie przez długie lata ludzie żyjący w związkach niesakramentalnych byli w praktyce duszpasterskiej spychani na margines Kościoła. Ale nie wykreślani!
W 1980 roku miał miejsce Synod Biskupów poświęcony rodzinie. Jego owocem jest m.in. adhortacja apostolska Jana Pawła II „Familiaris consortio”. Papież wystosował w niej apel: „Razem z Synodem wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą – owszem, jako ochrzczeni powinni- uczestniczyć w jego życiu. Niech będą zachęcani do słuchania słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę. Niech Kościół modli się za nich, niech dodaje im odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymującą ich w wierze i nadziei” (Familiaris consortio 84.) /podkr. moje.L.P./
Od tego czasu w Kościele tworzy się coraz bardziej życzliwy klimat wokół pozostających w związkach niesakramentalnych. Zaczęto prowadzić dla nich rekolekcje. W parafiach i diecezjach organizuje się duszpasterstwo tych osób.
Takie przemiany – od odrzucania do nieomal faworyzowania – budzą niepokój wśród niektórych kapłanów i wiernych. Obawiają się, że zainteresowanie i życzliwość Kościoła dla ludzi rozwiedzionych może stwarzać wrażenie, że zmienia się nauka Kościoła na temat rozwodów i nierozerwalności małżeństwa. Nic błędniejszego! Sakrament małżeński czyni małżeństwo nierozerwalnym w oczach Boga –i żadne mody tego faktu nie zmienią! Rozwód jest złem, przegraną ludzi, którzy nie dopełnili wobec siebie zobowiązań zawartych w słowach ślubowania małżeńskiego! Najczęściej jest osobistą tragedią dla każdego z małżonków.
Wszyscy musimy uświadamiać sobie stale prawdę, że Chrystus przychodzi do tych, którzy się „źle mają”, do grzeszników – gdyż oni potrzebują „lekarza” dla zbawienia. Jeśli tę prawdę MY – ZDROWI potrafimy zrozumieć, przyjąć za swoją, wcielać w życie, to damy dowód, że Kościół jest naszą wspólnotą, naszą Matką.
W klimacie życzliwości i troskliwej miłości wspólnoty wiernych, której pozostają członkami, pary niesakramentalne, ich rodziny, łatwiej uwierzą w miłosierną miłość Jezusa i Kościoła.
Będzie to także nasza pozytywna odpowiedź na apel Papieża.
Lucjan Polakowski.
Źrodło: Tygodnik Parafialny, 385/2003 (parafia św. Jadwigi Królowej w Bydgoszczy)
********************
List ”żyjącej na kartę rowerową”
Bardzo ucieszył mnie artykuł SĄ WŚRÓD NAS w nr 58 Tygodnika Parafialnego z 16.02.br.
Po pierwsze dlatego, że sama żyję w związku niesakramentalnym a po drugie dlatego, że redaktorzy parafialnej gazety zechcieli dać czytelny sygnał czytelnikom, iż Kościół i nasza wspólnota parafialna nie odwracają się od takich jak ja. Dowiedziałam się z tego numeru, że w podobnej do mojej sytuacji żyje w naszej parafii prawie 300 par – to jest blisko 10% wszystkich małżeństw!
Gdyby ten artykuł przeczytała moja Mama i mój brat…
Odeszłam od mojego sakramentalnego małżonka po wielu latach poświęcania siebie, rezygnacji ze swojego szczęścia. Próbowałam długo ratować nasze małżeństwo – z nadzieją na to, że mój mąż zrozumie w końcu, że oprócz niego rodzinę tworzą jeszcze żona i dzieci, że my też mamy swoje potrzeby, pragnienia. I że mamy prawo być kochani… Odeszłam razem z trójką dzieci.
Wydawało mi się, że właśnie Mama i brat zrozumieją, że udzielą mi wsparcia. Oni przecież tyle widzieli, słyszeli, współczuli… Niestety!
Z powodów – jak mówili – religijnych, potępili mnie (i moje duże już dzieci!) za ten rozwód.
Wyszłam za mąż „cywilnie” za wspaniałego, religijnego człowieka. Wdowca. Dawniej moja rodzina miała o nim bardzo dobre zdanie, bo samodzielnie wychowywał z miłością i oddaniem córkę, bo był zaradny i pobożny.
Na naszym ślubie w USC było wielu przyjaciół, nasze dzieci, rodzina pierwszej żony mojego męża… Moich najbliższych nie było… Cierpiałam – bo tak boleśnie dali mi do zrozumienia, że jestem zła, potępiona, niegodna ich miłości.
Na szczęście mam kochającego męża i dzieci. Mam też niezmienne poczucie, że Jezus mnie kocha. I chociaż w kościele wolę miejsca daleko z tyłu, choć nieraz płaczę, gdy inni idą do komunii, nigdy nie poczułam się odrzucona przez Boga lub Kościół.
Może dobrze, że dzieci były u I Komunii i bierzmowane jeszcze przed rozwodem, ale wolę wierzyć,że w naszym kościele nie miałabym problemów, o których pisał autor tamtego artykułu.
Nie znałam dotąd wymienionej w artykule adhortacji apostolskiej Jana Pawła II. Teraz muszę do niej dotrzeć. Jakież piękne i budujące są słowa apelu do wiernych i kapłanów. Wierzę, że spotka mnie i moją rodzinę ta troskliwa miłość Kościoła i wiernych, podtrzymanie w wierze i nadziei.
Stojąc w kruchcie (zawsze z „cywilnym” mężem!) widzę czasem mojego brata, który spokojnie idzie przyjąć eucharystię, choć od 4 lat nie usłyszałam odeń dobrego słowa. Wręcz przeciwnie. Modlę się za niego a w myślach wołam: „
– Bracie! Dlaczego nie pogodziłeś się ze mną?!” (zob. Mt 5, 21-26.)
Maria J.
Źródło: Tygodnik Parafialny, 388/2003 (parafia św. Jadwigi Królowej w Bydgoszczy)
********************
Jest takie miejsce – jest taki czas.
Jest takie miejsce, gdzie raz w miesiącu przeżywam bardzo osobistą Mszę Św. Tym miejscem jest kaplica Matki Bożej w kościele oo. Jezuitów w Bydgoszczy, a czas – to pierwsza niedziela miesiąca.W tym miejscu i tym czasie spotykają się na swojej comiesięcznej mszy św. małżeństwa żyjące w związkach niesakramentalnych i ich rodziny. Mszę św. sprawuje i wygłasza do nas słowo Boże opiekun i duszpasterz małżeństw Niesakramentalnych – o. Mieczysław Łusiak. Bardzo osobiście przeżywam tu każde spotkanie z Panem Bogiem. Nigdzie tak mocno nie doświadczam i nie odczuwam Jego obecności. Tutaj czuję Go bardzo mocno, w każdym czytaniu, w adoracji Najświętszego Sakramentu, w osobiście wypowiedzianych słowach intencji Mszy Św., w błogosławieństwie Najświętszym Sakramentem podczas komunii św. Niejednokrotnie ocieram łzy szczęścia, bo czuję bardzo mocno, że Pan Bóg mnie kocha, bardzo mocno mnie kocha.
Już od kilku lat u ojców jezuitów w Bydgoszczy działa duszpasterstwo małżeństw niesakramentalnych.
My – żyjący w nieprawidłowych sytuacjach życiowych powiązaliśmy się razem w imię Miłości Pana Boga, który nikogo nie potępia, nikogo nie odrzuca. Adorujemy Najświętszy Sakrament, prowadzimy Drogę Krzyżową, uczestniczymy we wspólnych rekolekcjach, modlimy się za siebie nawzajem. Rozmawiamy, pomagamy sobie. Przede wszystkim umacniamy nasze relacje z Panem Bogiem, co jest naszą siłą na wszystkie bolączki dnia codziennego.
Mamy wspaniałego opiekuna i duszpasterza, który prawdziwie troszczy się o swoje zagubione owce.
Wiem, że naprawdę nas kocha, bo powiedział nam to przy ołtarzu Pana Boga.
My też go kochamy, bo pokazał nam światło w tunelu i jesteśmy mu wdzięczni za każde dobro, które przychodzi przez niego. Bardzo serdecznie zapraszam wszystkie małżeństwa niesakramentalne i ich rodziny do nas, do ojców jezuitów, w każdą pierwszą niedzielę miesiąca na godz.17.
Hanna Zielonka (2008r.)
********************
Mój udział w grupie małżeństw niesakramentalnych
Gdy dwa lata temu „zgnębiony psychicznie (bo dla mnie już nie ma ratunku, pozostało piekło z udziałem Hitlera i Stalina…) wracałem z rekolekcji organizowanych w kościele Wincentego a Paulo, natknąłem się na tablicy ogłoszeń o.o. jezuitów na Placu Kościeleckich na ogłoszenie o rekolekcjach dla małżeństw niesakramentalnych. Chociaż nieco spóźniony, wziąłem w nich udział. Spodziewałem się czegoś w rodzaju nakłaniania na białe małżeństwo (patrz: książka „Tęsknota i głód”), stanowczego nakazu zerwania z grzechem, w którym my – małżonkowie niesakramentalni – żyjemy.
Takich wezwań jednak nie usłyszałem. Z ołtarza płynęły słowa pełne miłości, nadziei i zachęty do życia w wierze i kościele. Były to słowa o. M. Łusiaka, duchowego przewodnika małżeństw niesakramentalnych. Ciągle się zastanawiam, jak On to robi, że mówi do całej grupy ludzi, grupy nieraz bardzo licznej, a mnie się wydaje, że Jego słowa są skierowane właśnie do mnie, najmniej chyba godnego w tym gronie słuchaczy. To jakże rzadka i cenna cecha kapłana obdarzonego nie tylko charyzmą, ale i sercem przepełnionym miłością!
I ja zostałem przyjęty i zaakceptowany w grupie małżeństw niesakramentalnych o. Mieczysława. Dzięki tej grupie – wspaniałych, przyjaźnie nastawionych osób i dzięki wspólnie odprawianym modlitwom, przewartościowałem swoje poglądy na wiele spraw związanych z religią i Kościołem.
Musiało upłynąć aż prawie 80 lat, abym na nowo lub w ogóle w inny sposób odczytywał słowa Ewangelii rozważane na naszych wspólnych spotkaniach modlitewnych.
Obecnie mój czas wypełniony jest myślą i oczekiwaniem na nasze kolejne spotkania:
– comiesięczne Msze Święte dla małżeństw niesakramentalnych odprawiane w każdą pierwszą niedzielę miesiąca;
– modlitewne spotkania w kościele – połączone z adoracją Najświętszego Sakramentu i rozważaniem Pisma Świętego.
Od ponad pół wieku – z własnej, nieprzymuszonej woli – nie przystępowałem do sakramentu Pokuty i Eucharystii. Teraz, kiedy nie mogę przystąpić do Komunii Świętej, z utęsknieniem czekam na moment, by podejść do Stołu Pańskiego wraz z innymi wiernymi, aby otrzymać błogosławieństwo Hostią Świętą. Z niego czerpię siłę wewnętrzną i moc w pokonywaniu trudności życia codziennego oraz wsparcie w dążeniu do Boga. W.G. (2008r.)
********************
Nasza Amoris laetitia – świadectwo wspólnoty wypracowane w SUCHEJ 17-18. 09. 2016r.
Jesteśmy członkami wspólnoty małżeństw niesakramentalnych spotykającej się od wiosny 2002 roku przy kościele Jezuitów w Bydgoszczy. Wtedy to właśnie z prośbą o stworzenie takiego duszpasterstwa zwrócił się do ojców jezuitów bp Bogdan Wojtuś, co było rzecz jasna realizacją zaleceń św. Jana Pawła II zawartych w adhortacji Familiaris consortio. Od początku naszego istnienia naszym opiekunem duchowym jest o. Mieczysław Łusiak SJ.
Skąd się wzięliśmy i kim jesteśmy?
Wszyscy bardzo pragnęliśmy żyć do śmierci w naszych sakramentalnych małżeństwach, ale albo zostaliśmy porzuceni przez naszych małżonków, albo trwanie w tych małżeństwach było dla nas zbyt trudne ze względu na ciągnący się latami kryzys, na który nie umieliśmy znaleźć lekarstwa. Dla nas wszystkich rozwód był ostatecznością. Nikt z nas nie porzucił swojego małżonka z pobudek egoistycznych (bo na przykład znudził się sakramentalnym małżonkiem i znalazł kogoś „lepszego”). Po prostu nie umieliśmy żyć w samotności, lub w relacji, która była dla nas zbyt trudna i tylko dlatego zawarliśmy ponowny – już tylko cywilny – związek małżeński. Nie zawsze zdawaliśmy sobie sprawę w pełni z konsekwencji naszej decyzji dla naszego bycia w Kościele (że zostaniemy wypchnięci na margines), ale wszystkim nam nowy związek jawił nam się jako ratunek – pragnęliśmy miłości i dobra naszych dzieci. Naszą wspólnotę tworzą też panny/kawalerowie, wdowy/wdowcy, którzy szczerze pokochali osoby porzucone lub bardzo krzywdzone w ich sakramentalnych małżeństwach.
Wbrew opiniom głoszonym w niektórych kościelnych środowiskach, nie jesteśmy krzywdzicielami, którzy z premedytacją porzucili sakramentalnego małżonka i zawarli nowy związek, a teraz szukają aprobaty dla swoich działań. Przeciwnie: w sumieniu jesteśmy przekonani, że decydując się na rozpad naszego aktualnego niesakramentalnego małżeństwa wyrządzilibyśmy krzywdę sobie i naszym dzieciom.
Dlaczego tworzymy wspólnotę małżeństw niesakramentalnych?
Z wielu powodów tworzymy dziś „specjalną” wspólnotę w ramach powszechnej wspólnoty Kościoła:
1. Pomimo naszej nieregularnej sytuacji pragniemy rozwijać się duchowo i pogłębiać więź z Bogiem. Wchodząc w nowy związek nie chcieliśmy oddalić się od Boga i Kościoła.
2. Po tym jak weszliśmy w związek małżeński, który siłą rzeczy musi być niesakramentalny, doświadczyliśmy nie raz mocnego odrzucenia przez Kościół i poczuliśmy się „katolikami gorszej kategorii”, co z jednej strony jest uzasadnione, a z drugiej bardzo bolesne, bo nigdy naszą intencją nie było zrobić coś złego. We wspólnocie małżeństw niesakramentalnych nabraliśmy przekonania, że Kościół jednak nas nie odrzuca. Poczuliśmy się rozumiani i przyjęci – mimo, że właściwie zasłużyliśmy na potępienie i karę. Kościół znów stał się dla nas miłującą, dobrą Matką, która jest wyrozumiała dla swych dzieci – wymagająca, ale jednocześnie świadoma naszych słabości i umiejąca dostrzec nasze dobre intencje.
3. Wraz z rozpoczęciem życia w małżeństwie niesakramentalnym wielu z nas oddaliło się od Boga i Kościoła. Myśleliśmy (dziś wiemy, że błędnie), iż skoro nie możemy przystąpić do Komunii świętej, to po co w ogóle chodzić na mszę i modlić się. Wkrótce jednak zaczęła rodzić się w nas tęsknota za bliskością z Bogiem, która kazała nam szukać drogi do Niego pomimo naszej sytuacji. Taką drogę znaleźliśmy we wspólnocie małżeństw niesakramentalnych. Uczestnicząc w mszach świętych, spotkaniach, rekolekcjach, adoracjach Najświętszego Sakramentu i pogłębiając na różne sposoby naszą wiedzę religijną, nabraliśmy poczucia bliskości Boga i tego, że nasza godność dziecka Bożego została odbudowana. Odkryliśmy na nowo łaskę chrztu świętego – głęboko, jak nigdy dotąd w życiu. Wielu z nas ma wrażenie, że – paradoksalnie – teraz, żyjąc w nieregularnej sytuacji jesteśmy o wiele bliżej Boga, niż wtedy, gdy byliśmy wierni naszym sakramentalnym małżonkom. Jesteśmy świadomi tego, że nasze życie w ponownym związku małżeńskim z formalnego punktu widzenia nie może podobać się Bogu, ale jednocześnie – w obliczu dobra, które aktualnie dzieje się w nas i w naszych nowych rodzinach – nie potrafimy uwierzyć, że dobry Bóg, który jest Miłością, może żądać od nas, byśmy się rozstali.
4. Trwając w naszej wspólnocie stopniowo odzyskaliśmy spokój sumienia. Są ludzie, którzy nie do końca nas rozumiejąc, zarzucają nam, iż „uśpiliśmy” sobie sumienie. Jakże zgodne jednak z tym, co odczuwamy okazały się słowa papieża Franciszka zawarte w numerze 301 adhortacji Amoris laetitia, mówiące o tym, że nie wszystkie małżeństwa niesakramentalne żyją w grzechu ciężkim!
5. Z przykrością odnotowujemy głosy wyrażające osąd, że jesteśmy środowiskiem, które chce „załatwić” sobie, lub wręcz „wymusić” prawo przystępowania do Komunii świętej, pomimo trwania w grzechu ciężkim. Tak nie jest, ponieważ jesteśmy pewni, że na sądzie ostatecznym będziemy sądzeni przez miłosiernego Boga nie tylko z tego, że żyliśmy w niesakramentalnym małżeństwie, ale z całego naszego życia, również z motywów, dla których weszliśmy w ponowny związek. Dlatego nawet nie mogąc przystępować do Komunii świętej mamy taką samą nadzieję jak wszyscy wierzący, że Bóg okaże się dla nas miłosiernym sędzią i przyjmie nas po śmierci do swojej wiecznej radości.
Spotykamy się też z opinią, że chcemy „rozmiękczyć” nauczanie Kościoła o nierozerwalności małżeństwa. Nic bardziej mylnego! Mamy za sobą zbyt wiele bolesnych przeżyć, byśmy byli zdolni do pochwalania rozwodów i niewierności małżeńskiej. W wychowaniu naszych dzieci wielką wagę przywiązujemy do głębokiego zaszczepienia naszym latoroślom zasady wierności małżeńskiej, zbudowanej na silnej relacji z Bogiem. Uczymy ich niepowielania naszych błędów. Z dumą możemy zaświadczyć, że chyba całkiem dobrze nam to wychodzi, bo wielu z nas ma już dorosłe dzieci, które tworzą szczęśliwe katolickie rodziny.
Nasze spojrzenie w przyszłość
Oby małżeństw niesakramentalnych w Kościele było jak najmniej! Póki co jest ich jednak (zbyt) wiele. Adhortacja św. Jana Pawła II Familiaris consortio rozpoczęła błogosławioną drogę powrotu takich małżeństw do Kościoła, a adhortacja papieża Franciszka Amoris laetitia czyni tę drogę jeszcze lepiej oznakowaną i dostępną. To wszystko stwarza perspektywę, że coraz więcej małżonków niesakramentalnych będzie w Kościele chwalić Boga za dobro, które dzieje się w ich rodzinach, a które bez wątpienia jest Bożym darem, zwłaszcza za potomstwo, które niczemu nie jest winne i nie zasługuje na życie w przekonaniu, że ich rodzice są jakimiś „gorszymi” małżonkami.
List biskupów argentyńskich okręgu Buenos Aires do kapłanów O możliwości dopuszczenia rozwodników żyjących w ponownych związkach do Komunii świętej i odpowiedź papieża Franciszka na ten list, odbieramy nie jako tryumf jakiegoś „stronnictwa” w Kościele, ale jako wielkomyślny gest Kościoła-Matki uczyniony względem jednych z najmniejszych i najsłabszych swoich dzieci.
Chociaż, jak zostało wyżej powiedziane, nigdy nie żądaliśmy dostępu do sakramentu pojednania i Komunii świętej, to jednak mamy głębokie przekonanie, że praktyka, która wydaje się stawać faktem w Argentynie, byłaby dla nas dodatkowym źródłem wzrastania w wierze na drodze do świętości, na której staramy się trwać mimo naszej nieregularnej sytuacji. Zdajemy sobie sprawę, że taka praktyka, jak piszą trafnie biskupi argentyńscy, „nie może wiązać się z powstaniem zamieszania odnośnie do nauki Kościoła na temat nierozerwalności małżeństwa”. Jesteśmy jednak przekonani, że Duch Święty, poprzez niezawodne sensus fidelium, które towarzyszy Kościołowi od samych jego początków, tak pokieruje umysłami i sercami wierzących, że uda nam się uniknąć owego zamieszania i że będzie coraz mniej małżeństw niesakramentalnych – nie z powodu lęku przed karą, ale dlatego, że nastąpi prawdziwe odrodzenie życia małżeńskiego w Kościele.
Adhortacja Amoris laetitia mówi o potrzebie rozeznawania, towarzyszenia i integracji we wspólnocie Kościoła małżonków niesakramentalnych (AL 297-302). Mamy to ogromne szczęście, że od wielu lat – dzięki wspólnocie, którą tworzymy – jesteśmy uczestnikami procesu, do którego zachęca papież Franciszek. Dla nas wspólnota Kościoła stała się rzeczywiście narzędziem miłosierdzia, które jest „niezasłużone, bezwarunkowe i bezinteresowne” (AL 297).
********************
Moja Amoris Laetitia
Jestem w duszpasterstwie małżeństw niesakramentalnych ponad 10 lat. Składam pokorne dziękczynienie Bogu, że na drodze mojego życia spotkałam o. Mieczysława SJ, dzięki któremu po 50 latach mogłem przystąpić do sakramentu pokuty i komunii świętej.
Będąc już u schyłku mojego życia /mam obecnie 87 lat/, postanowiłem wraz z żoną przyjąć propozycję Kościoła życia w „białym małżeństwie”. Do podjęciu takiej decyzji /obopólnej/ skłoniła nas też sytuacja zdrowotna mojej żony. Dzięki Bogu operacja żony przebiegła pomyślnie.
Podjęta jednak decyzja o życiu „jak brat z siostrą” niekorzystnie wpłynęła na nasze małżeństwo.
Żona obwinia mnie o wszelkie niepowodzenia w naszym wspólnym życiu, ja jednak nie czuję się za nie odpowiedzialny. Podejmuję starania /być może nieudolne/, by sytuacja w naszym małżeństwie uległa poprawie. Zdaję też sobie sprawę, że wraz z wiekiem problemy w rozwiązywaniu naszych konfliktów będą coraz większe.
Moim zdaniem – słuszne jest zwrócenie uwagi w adhortacji Amoris Laetitia na trudności związane z wyborem wstrzemięźliwości seksualnej jako drogi polecanej małżonkom niesakramentalnym, którzy pragną korzystać z sakramentów świętych. Doświadczenia par podejmujących takie zobowiązania powinny skłaniać zarówno księży, jak i zainteresowanych, do pogłębionej refleksji.
Korzystając z głoszonej przez o. Mieczysława nauki i mądrych, indywidualnych rad, które otrzymałem i za które z głębi serca dziękuję, będę się starał ze wszystkich moich sił do utrzymania mojego małżeństwa, chociaż niesakramentalnego i „białego”.
Włodek (2016r.)